Biblioteki bez ścian: jak VR otwiera świat przed małymi miejscowościami
Wyobraź sobie bibliotekę, do której nie musisz iść. Ta biblioteka przychodzi do ciebie – przez okulary VR przenosi cię między półkami pełnymi książek, pozwala uczestniczyć w wykładzie w Oxfordzie albo zwiedzać wirtualną rekonstrukcję starożytnej Aleksandrii. Dla mieszkańców małych miejscowości, gdzie dostęp do kultury często ogranicza się do jednej wiejskiej czytelni, to nie science-fiction, ale coraz bardziej realna perspektywa. Technologia, która jeszcze niedawno służyła głównie rozrywce, teraz staje się mostem przerzucanym nad nierównościami społecznymi.
Cyfrowe wykluczenie a głód wiedzy
Problem nie dotyczy tylko Polski, choć u nas widać go szczególnie wyraźnie. Według danych GUS, ponad 40% osób w wieku 16-74 lata z terenów wiejskich nigdy nie korzystało z internetu. A gdy już mają dostęp, często jest to wolne łącze, które nie udźwignie zaawansowanych technologii. Paradoksalnie, to właśnie VR może być odpowiedzią – wystarczy podstawowy zestaw i stabilne połączenie, by dać komuś dostęp do zasobów Biblioteki Narodowej czy wirtualnych wystaw w Muzeum Brytyjskim.
W Finlandii już testują takie rozwiązania. W gminie Paltamo, liczącej niewiele ponad 3 tys. mieszkańców, lokalna biblioteka wyposażyła czytelników w zestawy Google Cardboard. Dzięki współpracy z Helsińską Biblioteką Uniwersytecką, seniorzy mogą teraz przechadzać się po salach czytelni oddalonej o 600 km, a dzieci uczestniczą w wirtualnych lekcjach historii. Koszt? Około 100 zł za jedno proste urządzenie.
Kulturowy teleport
Najbardziej rewolucyjne nie są jednak same książki w VR – chodzi o doświadczenia, które dotąd były zarezerwowane dla mieszkańców wielkich miast. W Nowym Jorku od 2022 roku działa projekt Library Planet VR, gdzie można uczestniczyć w spotkaniach autorskich jako awatar. Podczas ostatniego festiwalu literackiego, wirtualni goście mogli nawet zadawać pytania pisarzom przez specjalny system audio. Dla kogoś z podkarpackiej wsi, gdzie ostatnie spotkanie z pisarzem odbyło się w latach 90., to zupełnie nowa jakość.
Polskie biblioteki też zaczynają eksperymentować. W Miejskiej Bibliotece Publicznej w Lublinie powstał specjalny kącik VR, gdzie można wejść do obrazów Chełmońskiego czy podróżować po wirtualnych rekonstrukcjach historycznych miejsc. Problem w tym, że takie inicjatywy wciąż koncentrują się w dużych ośrodkach. Tymczasem to właśnie małe społeczności najbardziej potrzebują tego rodzaju rozwiązań.
Przeszkody, o których się nie mówi
Entuzjazm trzeba jednak temperować rzeczywistością. Wiele osób w małych miejscowościach nigdy nie miało okazji korzystać z VR i po prostu nie wie, jak to działa. Podczas pilotażu w jednej z gmin na Warmii okazało się, że 60% seniorów bało się zakładać gogle – uważali, że technologia jest zbyt skomplikowana albo że uszkodzi wzrok. To pokazuje, że samo dostarczenie sprzętu to za mało, potrzebne są programy edukacyjne pokazujące, jak bezpiecznie i komfortowo korzystać z nowych możliwości.
Jest też kwestia finansowa – choć podstawowe zestawy VR nie są drogie, to już stworzenie wartościowych treści wymaga nakładów. Niektóre amerykańskie biblioteki znajdują na to sposób, udostępniając własne przestrzenie wirtualne twórcom w zamian za darmowe warsztaty dla społeczności. W Polsce podobny model testuje Biblioteka Śląska, ale na szerszą skalę wciąż brakuje systemowego wsparcia.
Od czego zacząć? Praktyczne rozwiązania
Nie trzeba od razu inwestować w drogi sprzęt. Wiele bibliotek zaczyna od organizowania VR dni, podczas których można wypróbować technologię pod okiem bibliotekarza. W Szwecji popularne stały się wypożyczalnie zestawów VR na wzór książek – użytkownik rezerwuje termin i odbiera sprzęt na kilka dni. Takie rozwiązanie sprawdza się szczególnie wśród młodzieży przygotowującej się do matury, która może wirtualnie odwiedzać uniwersytety w całej Europie.
Kluczowe wydaje się tworzenie lokalnych treści. W jednej z podkarpackich szkół uczniowie pod opieką nauczyciela nagrali wirtualną wycieczkę po okolicy, która trafiła potem do biblioteki. Dla starszych mieszkańców było to nie tylko narzędzie edukacyjne, ale też sposób na pokazanie młodzieży wartości ich własnej kultury. Taka wymiana pokoleń w wirtualnej przestrzeni może być ważniejsza niż dostęp do najnowocześniejszych technologii.
Wygląda na to, że biblioteki przyszłości nie zastąpią tych tradycyjnych, ale mogą je w końcu wyrównać. Dla dziecka z małej miejscowości, które dzięki VR po raz pierwszy zobaczy egzotyczne zwierzęta w naturalnym środowisku albo porozmawia z noblistą, to szansa, o jakiej jego rodzice nie mogli nawet marzyć. Technologia nie rozwiąże wszystkich problemów, ale jeśli pomoże choć części osób przekroczyć granice geografii i statusu materialnego, warto dać jej szansę. Może za kilka lat standardem będzie nie pytanie czy masz bibliotekę w swojej wsi?, ale jaką wirtualną bibliotekę odwiedzasz dzisiaj?